Czy dyrektywa dotycząca praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym zagraża wolności słowa w sieci? Czy pomoże tylko wydawcom i dziennikarzom walczyć z dużymi koncernami internetowymi, które zarabiają na cudzych treściach, a zyskami nie dzielą się z ich twórcami? Na te pytania starali się odpowiedzieć uczestnicy debaty „Wolność w Internecie” zorganizowanej przez Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.
Projekt budzącej wiele emocji dyrektywy Parlament Europejski przyjął 12 września. Za nowymi przepisami opowiada się część wydawców, dają one bowiem wydawcom i dziennikarzom tzw. prawa pokrewne. Dzięki temu duże koncerny internetowe będą musiały płacić twórcom za wykorzystywane materiały. Przeciwnicy dyrektywy widzą w niej ograniczenie wolności słowa w Internecie, a proponowane przepisy nazywają „podatkiem od linków” lub ACTA2
W dyskusji w Domu Dziennikarza przy ul. Foksal 3/5 w Warszawie wzięli udział: Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”, Michał Karnowski, członek zarządu spółki Fratria, wydawcy m.in. portalu wPolityce.pl i tygodnika „Sieci”, Jolanta Hajdasz, dyrektor CMWP SDP, Krzysztof Skowroński, prezes SDP, Marek Frąckowiak, dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy oraz prawnicy związani z IWP: Jacek Wojtaś i Marek Staszewski.
– Problem kradzieży praw autorskich jest stary jak świat. Nie rozwiąże się go ograniczając ruch w Internecie – rozpoczął dyskusję Tomasz Sakiewicz. – Nie może być tak, że ktoś cytuje fragment tekstu i za to pobiera się opłatę. Prawo cytatu jest jednym z podstawowych praw, praw debaty i nie można tego ograniczać – dodał.
Zdaniem Michała Karnowskiego dyrektywa jest korzystna tylko dla dwóch grup interesów: wydawców specjalistycznych, którym treści podkradają np. firmy tworzące komercyjne serwisy prasowe. – To jest rzeczywiście złodziejstwo i należałoby coś z tym zrobić, ale pojawia się pytanie: czy w związku z tym trzeba orać całe pole? – zauważył. Drugą grupą są wielkie koncerny, głównie niemieckie. – One liczą, że przez swoją skalę taką rentę korzyści uzyskają, one nie muszą nikogo cytować, są tak duże, że tworzą świat dla siebie. Wszyscy inni na tym stracą – stwierdził Michał Karnowski. Jego zdaniem najbardziej niepokojące jest to, że pojawi się reglamentowanie treści w Internecie. – Filtry, niemożność powielenia linku z jakimkolwiek opisem, niemożność odwołania się. To wszystko zostanie ograniczone– wyliczał. – Może niektórym dziennikarzom będzie lepiej, ale na drugiej szali leży ogromne dobro wolnego obrotu informacji.
Obawy przeciwników dyrektywy próbowali rozwiać przedstawiciele Izby Wydawców Prasy, która walczy o przyjęcie nowego prawa. – Całe te slogany o ACTA2, czy „podatku od linków” są nieprawdziwe. Projekt w niczym nie dotyka przeciętnego użytkownika Internetu. Chroni tylko interes wydawców i dziennikarzy, żeby oni też zarabiali na treściach, które tworzą, a nie tylko koncerny internetowe – tłumaczył Marek Frąckowiak.
Mecenas Jacek Wojtaś wyjaśnił, że Parlament Europejski dodał do pierwotnego projektu dyrektywy kilka ważnych zmian. – W art. 11, tym który wprowadza prawo pokrewne dla prasy, pojawił się ustęp mówiący, że prawa te nie uniemożliwiają prywatnego, czyli niekomercyjnego, korzystania z publikacji prasowych przez użytkowników indywidualnych. Tak więc prawo cytatu będzie mogło być stosowane. Prawa pokrewne nie obejmują też hiperłącza, którym towarzyszą pojedyncze słowa, a więc linków – zauważył Jacek Wojtaś. Dodał, że w dyrektywie pojawił się zapis, aby państwa członkowskie dopilnowały, by zyskami z tytułu praw pokrewnych wydawcy dzielili się z dziennikarzami. – W Polsce jest deklaracja Izby Wydawców Prasy, że będzie to pół na pół – dodał.
Mecenas Marek Staszewski podkreślił, że nowe przepisy mają nie obowiązywać mikro i małych platform internetowych. Jacek Wojtaś dodał, że są to przedsiębiorstwa, które zatrudniają do 50 osób i mają obroty do 10 mln euro.
Krzysztof Skowroński zauważył jednak, że dyrektywa rodzi szereg pytań. – Trzeba będzie zastosować jakieś mechanizmy, które będą musiały kontrolować Internet. Czy to nie doprowadzi nas do cenzury? Trzeba też będzie zbudować skomplikowaną strukturę, która sprawdzi kto co komu jest winien. Kto ma się tym zajmować? Kto i kiedy na tym skorzysta? – pytał prezes SDP.
Jacek Wojtaś przyznał, że na chwilę obecną nie wiadomo jeszcze jak dokładnie będą wyglądały nowe przepisy. – Dyrektywa to jest tylko wskazówka dla państw członkowskich do zaimplementowania pewnych rozwiązań – zauważył.
– Bawimy się w zmianę prawą, która na końcu nie wiadomo przez kogo i jak będzie interpretowana. Miesza się prawa pokrewne, z prawami autorskimi. Prawa autorskie wszyscy mają. Chodzi o to, że na świat związany z publicystyką, kontrolą władzy, polemiką, wymianą informacji próbuje się nałożyć prawa pokrewne, które do tej pory były typowe dla rozrywki, przyjemności – polemizował Michał Karnowski.
Marek Frąckowiak próbował przekonywać, że w dyrektywie chodzi tylko o to, aby twórca, otrzymał zapłatę za swoją pracę. – Nie rozumiem dlaczego kradzież telewizora, czy książki jest złodziejstwem, a kradzież tego co w nich jest ma być wolnością w Internecie. Zawsze mnie uczono, że jeżeli ktoś zarabia na kradzionym to jest to paserstwo i z tym chcemy walczyć – tłumaczył.
Przyznał, że nie znamy co prawda ostatecznego kształtu prawa, ale wszystkie dotychczasowe zmiany idą w kierunku wyjątków od zaostrzeń i ochrony zwykłego użytkownika Internetu
Zdaniem Michała Karnowskiego dziennikarstwo obecnie dobrze się rozwija i poradzi sobie bez nowych przepisów, a dyrektywę popierają głównie firmy, które nie mogą się odnaleźć na rynku coraz bardziej zdominowanym przez nowe technologie. – I mówią do wszystkich: zawracamy, a ja nie chcę zawracać – stwierdził.
– Nie jest prawdą, że występujemy tylko w imieniu wydawców gazet drukowanych. Chodzi o tych, którzy ponoszą nakłady na tworzenie treści. Tu chodzi o pieniądze dla dziennikarzy i wydawców, bez względu na to o czym piszą, chodzi o to żeby ich nikt nie okradał – podkreślał Marek Frąckowiak.
– Problem polega na tym, że panowie mówią o pieniądzach, a my o wolności i może dlatego nie możemy się dogadać. Internet dał nam przestrzeń wolności, o której nawet nie śniliśmy. Jeżeli rzeczywiście będą próby blokowania tej wolności to ci, którzy tworzą technologie wymyślą coś nowego – zauważyła dziennikarka Ewa Urbańska podczas kończącej debatę dyskusji z udziałem zgromadzonej publiczności.
Marek Frąckowiak zapewnił, że dyrektywa nie niesie żadnego zagrożenia dla wolności.
Jacek Karolonek, www.sdp.pl
Zapis wideo debaty: